Wednesday 23 January 2013

metahistoria / metahistory

metahistory

The overarching narrative or ‘grand récit’ that gives order and meaning to the historical record, especially in the large-scale philosophies of history. (answers.com)

metastòria s. f. [comp. di meta- e storia]. – termine introdotto (1937) dallo storico aldo ferrabino per indicare la sfera di ciò che, pur non sovrastando la storia, permane costante nel fluire di questa.(treccani.it)

metahistoria - termin używany we współczesnej historiografii, oznaczać może świadome lub nieświadome nieobiektywne podejście do tematu, powielanie mitów historycznych. Czasami terminu używa się jako równoznacznego z filozofią historii. (wikipedia.org)


zaczynam od definicji. ale będzie o książkach, które ostatnio przeczytałam.
po pierwsze - kolejny raz z jamesem frazerem i jego "złotą gałęzią".
po drugie - dwa skoki na głęboką wodę w "ziemie zgryzoty" i "południe i magia" ernesto de martino.


a zaczęło się niewinnie od książeczek dla dzieci. bajeczek braci grimm, sarnich płuc i wątroby, jakoby należących do królewny śnieżki, ofiarowanych złej królowej ku pokrzepieniu się treściwym posiłkiem i jako dowód na śmierć pasierbicy (córki?) [tu, mozna poczytac o tym po wlosku]. wiedziona impulsem pogłębiania swojej wiedzy na ten temat (blablabla), wciągnęłam się na dobre w lekturę opracowań alison lurie, która dociekała źródeł bajek dla dzieci, analizując w pierwszej kolejności biografie autorów, a następnie badania angielskich i amerykańskich (pseudo)naukowców nad folklorem dziecięcym. (o tym pisałam w tym poście) podobno dzięki analizie bajek dla dzieci, przypowieści ludowych i tym podobnych można zrekonstruować scenariusze pierwotnych rytuałów, które służyły ochronie przed strachem, niepewnością, niewyjaśnionym zjawiskom. lurie uważa, że dzieci poprzez bajki maja możliwość przeżyć / przetrawić / uwolnić się od trudnych uczuć - zazdrości, złości, strachu przed opuszczeniem.

rytuały natomiast opisał dokładnie james frazer, rozłożył na czynniki pierwsze religie z rożnych stron świata, wszystkie znane ówcześnie wierzenia i tak dalej. jednym z ciekawszych fragmentów "złotej gałęzi" jest właśnie część poświęcona rożnym częściom ciała (grzechoczące żółte zęby, hehe) - przy okazji pozdrawiam wszystkie wróżki-zębuszki i inne myszki płacące za dzieciom za zęby, mamy miłośniczki porodów lotosowych, tudzież zbierające dziecięce kosmyki, pamiątki po przodkach i ozdoby choinkowe ;) i polecam im gorąco tę lekturę.




o ile dla lurie dziecko jest człowiekiem nieucywilizowanym, przechodzącym podczas dorastania tę sama drogę jaką przeszedł rodzaj ludzki podczas tysięcy lat swojego istnienia, tak ernesto de martino opisuje w swojej książce "zapomniany" przez świat obcas włoskiego buta. lukania, kalabria i apulia to tak zwane "europejskie indie", nie poddający się ucywilizowaniu region włoch, gdzie z powodzeniem do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku przetrwały magiczne wierzenia, wzmocnione dodatkowo przez zintegrowanie z religią chrześcijańską w swej najsurowszej katolickiej odmianie. owe ludowe "tradycje" to (wg. de martino) nic innego jak próba radzenia sobie z problemami nieuczonych ludzi wystawionych na głęboki stres związany z biedą, niedożywieniem, fizycznym zmęczeniem i rożnymi formami przemocy typowymi dla tego typu społeczeństw uwikłanych dodatkowo w seksualne tabu. w "ziemi zgryzoty" (którą nabyłam w samej słynnej galatinie, trzy kroki od kaplicy św. pawła) opisane są bardzo dokładne badania etnograficzne nad zjawiskiem tarantyzmu. niesamowita, bardzo emocjonująca książka, po której niestety pozostaje lekki niedosyt i pytanie "dlaczego?". "sud e magia" jest szerszym spojrzeniem na tę zagadkę i właśnie tu wracamy do definicji metahistorii. de martino używa tego pojęcia bardzo często. zanurzona po uszy w swej głębokiej ignorancji od paru dni zamęczam domowników dywagacjami na ten temat. no bo gdzie znaleźć dokładną definicje, skoro różne źródła przytaczają różne znaczenia? jak ogarnąć złożoność problemu, by moc wyjaśnić go pragmatycznemu inżynierowi? z racji ograniczonego skutecznie przez akademię sztuk przeciętnych (tfu! przepięknych) pola działania próbowałam jakoś umiejscowić metahistorię we współczesnej kulturze - performerzy jak kapłani odprawiający rytuały, rzeźby - totemy, instalacje - świątynie itp. rozpędziłam się na znak i (niewątpliwie chybiony) dowód tego, ze metahistoria wciąż nas prześladuje i dalej jesteśmy tylko ludźmi.

tak tak, wiem, to pewnie już przestarzale teorie z poprzedniego wieku (jeśli jest tu jakaś dobra dusza, która mogłaby mnie naprowadzić na wyższy etap wtajemniczenia kulturoznawczego to byłabym bardzo wdzięczna) i na dodatek zagubiłam się zupełnie w poszukiwaniach, bo tak naprawdę chciałam się tylko dowiedzieć jak powstają książki dla dzieci. kiedyś miałam taki plan, żeby zająć się tym trochę poważniej, ale jak widać łatwo zbaczam z obranej drogi by oddać się bez reszty mało profesjonalnym, teoretycznym rozmyślaniom, które jak zwykle przerastają mój rozumek. a potem śnią mi się bunkry z zamrożonymi w imię sztuki kawałkami mięsa... i tu opada welon tajemniczości z poprzedniego posta.

czas wrócić do lektury "gramatyki wyobraźni" rodariego chyba...

i guess, i own the apologies to all the english readers (if there are any) for this again-all-in-polish text. this is about my way through the james frazer's and ernesto de martino's reaserch about the ancient rituals and magic in human culture and history through ages. it's all began with my interest for the children's folclore and fairy tales. than it has precipitated into the wide perspective of the metahistorical concept, and finally it became an "art-horror" dream i described few days ago.

..e visto che i miei lettori italiani sono in costante calo, non mi resta che salutarli e promettere che la prossima volta scriverò qualcosa in italiano, salvo se venite a trovarmi qui, in questo blog.

Monday 21 January 2013

mięso / meat

w środku nocy wchodzę do jasno oświetlonego pokoju. białe światło jarzeniówek zawsze powoduje u mnie mdłości i zachwiania równowagi (przewracam się). widzę półki i równo ułożone na nich paczuszki. w powietrzu unosi się zapach rdzy, a w głębi za piwnicznymi regałami krząta się z zapamiętaniem pewna znana na arenie polskiej sztuki współczesnej postać. pakuje kawałki mięsa i kości w foliowany papier od rzeźnika. witam się i postać miło się do mnie uśmiecha. pytam co robi z tym mięsem i w tej samej chwili widzę, że trzyma w dłoni ludzki palec. zaskoczona (i przestraszona) patrze jak zawija palec w papier, podpisuje cienkopisem i odkłada na półkę. potem odwraca się do mnie i mówi:
"to moja nowa instalacja. prawdziwa sztuka. kawałki ciał najważniejszych ludzi, artystów z całego świata. ofiarowali kawałek siebie w imię prawdziwe sztuki, dosłownie. to jest właśnie magazyn. wkrótce wszystko to zostanie zamrożone, sama czujesz, że trochę tu już śmierdzi, muszę się pospieszyć, zostanie zamrożone na zawsze. ten bunkier-chłodnia przetrzyma wszystko, nawet wybuch bomby atomowej. (intensywnie myślę jaka jest szansa w naszych czasach, że jakaś bomba atomowa rzeczywiście wybuchnie) to jest prawdziwe życie, wciaz powtarzasz, że sztuka z życiem nie styka się w żadnym punkcie (ja? ja tak mowie??? przecież się już na te tematy od ładnych paru lat nie wypowiadam!!!) otóż nie - tu się właśnie zetknie, bo to jest świątynia cierpienia, powyrywanych części ciała, ból fizyczny, a nie egzystencjalny - wyssany z palca, wydumany, jak ta cała współczesna sztuka, która do naszej pierwotnej natury już nijak nie przystaje. trzeba odwołać się właśnie do pierwotności, do naszych źródeł, tu jest właśnie kwintesencja bycia człowiekiem, bo któż jak nie człowiek wpadłby na tak genialny pomysł, któż jak nie człowiek zdobyłby się na tak ostateczny krok. no... ale nie boj się, te fragmenty ciała im odrosną - zsypuje do papierka garść żółtych zębów, które grzechoczą w dłoni - jak u dżdżownicy, mamy wiele serc, to nie jest problem. a jak nie odrosną, to się jakoś zrekonstruuje, stać ich na to. to sami ważni ludzie. i ważny jest sam moment amputacji, wszystko sfilmowane. ból to kluczowy moment w życiu, potem wszystko się goi, ale bólu się nie zapomina. zobaczysz, mój magazyn będzie głośnym wydarzeniem, zapomnij o kozyrze i hirstcie i ich biednych zwierzątkach, nie ma porównania, ja tu ludzi pokazuje... to przed chwila było żywe ciało, a teraz jest eksponatem w moim prywatnym muzeum."
potem było coś jeszcze, jakieś urywane obrazy, mówiłam coś, ale nie pamiętam co. sen trwał jeszcze trochę, a potem płynnie przeszedł w inny. i było to coś mniej krwistego.


od wczoraj zastanawiam się jak to się stało, że moja głowa wypełniła się tym demonicznym obrazem, skąd się wzięła ta zawiła pseudo-logika i spójność. (jasne, za dużo czytam dziwnych książek). doszłam jednak do jednego konstruktywnego wniosku - to może być pierwszy w historii scenariusz do art-horroru ;)))