Tuesday, 31 January 2012

Leonardo da Vinci

...a właściwie wystawa Leonarda w Veneria Reale (Turyn)

oggi scrivo sulla mostra del Maestro Leonardo nella Veneria Reale (Torino), di cosa mi era piaciuto o non piaciuto e che chi non c'era non deve disperarsi (é ancora aperta per 3 settimane), ma può tranquillamente andare a vedere questo sito e sodisfare la curiosità senza spendere 12€ per un biglietto. vi saluto dal innevato e ghiacciato, bianco piemonte.

fot: Wikipedia


jestem głęboko przekonana, ze gdyby celem wycieczki było zwiedzanie pięknego kompleksu Veneria Reale, a do tego przypadkiem trafiłabym na wystawę Leonarda byłabym mniej więcej zachwycona, ale było niestety odwrotnie. A wystawa była mocno nagłośniona w mediach, zapisy, kolejki, dziesiątki maili i rozmów telefonicznych, żeby zaklepać miejsca na sobotnie popołudnie.
i co? i nic. chyba zbyt wiele sobie obiecywaliśmy. zbyt wiele chcieliśmy zobaczyć za te 12€ od łebka (dzieci do lat 12 gratis!). przyszło nam podziwiać komputerowa animacje odmładzania autoportretu mistrza (dowiedzieliśmy się przy okazji, iż nie posiadał górnych zębów, stad zadumany wyraz twarzy i bijąca z oblicza światłość umysłu), kilkanaście wyrwanych z dzienników kartek i szkiców do szkiców do ewentualnych dziel, atrapy powiększonych (do granic niezauważalności) mechanizmów i wyjący co kilka minut alarm. trudno tu mówić o zapieraniu tchu w piersiach, czy w ogóle zauroczeniu. pewnie zebranie w jednym miejscu nawet paru niewielkich oryginałów Leonarda wiąże się z niemałym trudem i kosztem... zatem kto nie był - niech nie żałuje.

ale za to w dalszej części wystawy można było podziwiać leonardowskich uczniów, tych renesansowych zupełnie niesławnych i tych bardziej sławnych współczesnych, z Marcelem Duchampem i jego wąsatą Moną Lisą (ach, co za "skandal" w 2012 roku ;))) włącznie. o Warholu, Tapiésie (wow, ponoć Leonardo był ojcem taszystów, bowiem wspomniał w swych pismach, iż fascynują go plamy na murach...) i le Chapelle nie wspominając.

jeno projekcja ostatniej wieczerzy w swych monumentalnych rozmiarach, okraszona dziesiątką iPadów, służących eksploracji onej, do użytku zwiedzających przykuła na długo nasza młodzież. no dobra rodziców też. śmiem zaryzykować twierdzenie, że był to wynalazek o niebo lepszy od 5minutowego "zwiedzania" oryginału, który mieliśmy przyjemność zobaczyć w 2010 roku (już po liftingu).

kto ma ochotę popatrzyć jak to wyglądało zapraszam tutaj, zdjec nie robiłam, wiadomo, zakaz.

natomiast chętnie uraczę niedobitki mych czytelników sobotnimi zdjęciami z naszych okolic (z podróży powrotnej do domu), gdzie przez weekend spadło chyba z pól metra śniegu, dzięki czemu ku wielkiej radości młodzieży w poniedziałek szkoły zamknięto :))) pozdrawiam ze skutej lodem i śniegiem "słonecznej Italii". ag