od paru dni ciesze się wątpliwym zdrowiem, gorączka, łamanie w kościach... pokapuje mi z nosa, który równocześnie jest zatkany, w ogóle chyba mózg również się zatkał - czytam, czytam choć niewiele przez tę mglę do mnie przecieka.
ale, że życie podczas grypy koncentruje się głównie na kanapie (i na piciu herbaty), to szybko przeciekł kolejny mendoza (tym razem nie aż tak zabawny na jakiego miałam wielka ochotę), a potem tokarczuk, do której po "biegunach" ma zbyt wygórowane oczekiwania. po tej szybkiej i nie do końca zadowalającej lekturze skierowałam swe oczęta ponownie w stronę elfriede jelinek, bowiem za pierwszym razem pochłonęłam ją łapczywie i nieuważnie, a stosik książek po polsku skurczył się nieomal do zera (jedna sztuka została znaczy, ale to kuncewiczowa maria, wiec poczeka). wracając do moich wyznań z pierwszego akapitu mózg mam kompletnie zatkany, ale mym siąpiącym nosem zdołałam wyniuchać, a łzawym spojrzeniem wyłowić takie oto piękne zdanie:
"czekanie to rzecz kobieca, chyba, ze chodzi o samochód osobowy ze specjalnym lakierem." (e.jelinek)
reszta jest o śmierci na rożne sposoby.
pozostawiam was ze złotą myślą z torebki pewnej słynnej herbaty
pozdrowienia z kanapy
xxx (ag)