Tuesday, 11 March 2014

padiglione italia

im dłużej o biennale myślę, tym bardziej chcę coś napisać, i tym bardziej nie chce mi się do pisania siadać :)

pozrzędziłąm w poprzednim poście więc wreszcie nadszedł czas na pozytywne relacje.
tak, jak dwa lata temu, podzieliłam posty według klucza - pawilon włoski, pawilony międzynarodowe, arsenał. nie piszę o rzeczach, które nie zapadły mi w pamięć. minęło kilka miesięcy od wycieczki na biennale, więc łatwiej mi zdecydować co naprawdę pozostaje we mnie po weneckim maratonie. miłego oglądania i czytania!

Thierry De Cordier




błądząc po salach włoskiego pawilonu, straciwszy już prawie nadzieje na uniesienia w obliczu kolekcjonerskiej manii gioni, weszliśmy do sali, gdzie wisiały te ciemne, jakoby przygnębiające obrazy. kiedy myślę o zeszłorocznym biennale jest to pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy - to wspomnienie, objawienie, płynna stal morza północnego w pomieszczeniu niewielkich rozmiarów. z daleka zaskoczyła mnie precyzja, która chwilę później okazała się żartem, widziałam szczegółowo namalowane grzywy fal, bo chciałam je widzieć, a naprawdę na obrazach były tylko lekkie pociągnięcia białej farby na zimnej czerni. tylko na jednych chyba płótnie widać fragment statku. reszta to abstrakcja. krystaliczna melancholia i ciemna strona duszy. (towarzyszył im serra, ale zakładam, że o nim mądrzejsi ludzie już wszystko powiedzieli).

hiperrealizm!!!



 


najseksowniejsza męska pacha w dziejach biennale. wyczytałam, że te obrazy są malowane godzinami, dniami, tygodniami... wyłącznie w naturalnym świetle. jest w nich klimat. nie wiem, czy fotografie oddają atmosferę ciepła i przychylnego spojrzenia na męski akt, ale w rzeczywistości właśnie to spojrzenie przebija z tych niewielkich obrazów, o powierzchni gęstej od farby, tak, że faktura nadaje im coś jakby trzeci wymiar. przychodzi (raczej wszystkim jak mniemam) skojarzeniem z lucianem freudem. z tą różnicą, że jest tu dużo więcej uczucia, a nie współczucia. tak myślę. :)

Andra Ursuta



niestety widać mnie w szybce. :( andra ursuta pochodzi z rumunii. te zamknięte za szkłem pokoiki rodem z domku dla lalek to wg tego, co piszą w katalogu - reminiscencje z jej rumuńskiego dzieciństwa. piszą też o traumie i egzorcyzmach, których dokonuje konstruując wierne rekonstrukcje i zamykając je w szklanych pudełkach. trochę zdziwił mnie ten opis, bo według mnie jest tu przede wszystkim tęsknota. pod przykrywką ćwiczenia pamięci i wyrzucania zalegających w niej wspomnień kryje się chęć powrotu. tak to widzę. bardzo mnie uderzyły te obiekty. też często o nich myślę.

KP Brehmer


"himmelfarben" - kolory nieba. akurat w tej wersji kuratorska miłość do kolekcjonowania nawet mnie przekonuje. szkoda tylko, że te prace powstały w 1976 roku. eh, nowoczesność... malarz, grafik i reżyser. ikona realizmu socjalistycznego, a tu taki hołd ku czci ulotności i efemerydzie. hołd zimny, logiczny i wręcz biurokratyczny. poeta - urzędnik. kocham sprzeczności.







nie mogłam odkleić nosa od szyby, a oczu od 367 maleńkich karteczek z notesu - zapisu "dialogu" londono z tekstami, które go inspirują. "obrazy wewnętrznego uniwersum prozy i poezji". w niektórych widać oczywiście skąd pochodzą, inne istnieją poza czasem i słowami, które posłużyły za pretekst. wybrałam pierwsze-lepsze, inne zachowam dla siebie ;) z zazdrości!

tyle na dziś :) następnym razem arsenał.